Dozwolone od lat osiemnastu
piątek, stycznia 23, 2015
Ostatnia podroż do Polski nasunęła mi dwa spostrzeżenia. Coś co na pewno było już wcześniej, ale dopiero pobyt na emigracji i powrót, sprawił, że zobaczyłam to w wyostrzonych barwach. O jednym - o słynnym uśmiechu już pisałam, wywołując przy tym falę komentarzy, a dziś kilka słów o alkoholu.
Kiedy wjechaliśmy do Warszawy ciemną nocą, przywitały nas od progu neony w najróżniejszych kombinacjach: świat alkoholi, alkohole świata, alkohole 24, często po kilka na jednej ulicy. Było to tak uderzające, że nawet dzieci, kiedy potem krążyliśmy po stolicy "bawiły się" w liczenie tychże przybytków. I dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to jest instytucja, która w Italii w ogóle nie istnieje. Oczywiście znów wypowiadam się o moim regionie, o miastach, do których często zaglądam.
W Italii pije się alkohol przede wszystkim w barze, zwłaszcza ten wysokoprocentowy. Kieliszek po obiedzie w restauracji, jest zawsze mile widziany, ale żeby więcej?
We włoskim domu oczywiście nie może zabraknąć wina (mówię też i o swoim domu), nie ma posiłku bez kieliszka wina, ale to zazwyczaj kupuje się w rozlewniach, na litry. Potem samemu się butelkuje i wyciąga z cantiny kiedy jest potrzeba. Nie widziałam tu nigdy koszyka w supermarkecie załadowanego np. grappą czy innym napojem wyskokowym. Przez tyle lat przyjeżdżania tu i przez ten czas, kiedy mieszkam na stałe nie widziałam w Marradi czy okolicach pijanego człowieka na ulicy, leżącego, zataczającego się czy robiącego burdy. A przecież uczestniczyłam w wielu festach wina, gdzie za wejściówkę można jeść i pić ile żołądek czy głowa udźwigną. Włosi lubią alkohol, ale to nie jest picie dla samego picia.
Wszystko ma swój moment. Aperitif przed posiłkiem, wino do kolacji, amazzacaffe' po kawie - alkohol pojawia się w ciągu całego dnia, jednak we wszystkim jest umiar, a sam alkohol idzie zwykle w parze z jedzeniem. Ważny jest smak, moment, celebracja, a nie ilość i otumaniona głowa.
Oczywiście w sobotnie czy piątkowe wieczory młodzież wytaczająca się z dyskotek jest w stanie wskazującym na spożycie, na ulicach robi się głośno i frywolnie, ale nie przybiera to takich form jak w Polsce.
Jeśli chodzi o same sklepy z alkoholem, być może to też kwestia licencji, norm prawnych, o których nie mam pojęcia. Może w Italii są większe obostrzenia, a w Polsce uwolniono koncesje. Skąd nagle na każdym rogu wzięły się alkohole??? Czy tak było wcześniej i tego nie zauważałam? Nie ma się czemu dziwić, że pewne stereotypy o nas przekazywane są z ust do ust.
I pozostając w temacie, wczorajsza relacja Tomka ze szkoły:
- Wiesz Mamusiu, że we Włoszech ja już mogę do obiadu pić wodę zabarwioną winem?
- O! To ciekawe!
- Ale ja nie chcę, ja w ogóle nie chcę być dorosły.
ALCOLICO - to znaczy ALKOHOLOWY
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
25 komentarze
Kasia, ja tez abstynentka nie jestem , ale te wszechobecne neony oznajmujące gdzie jest alkohol, są naprawdę wkur...jące. A mieszkam na Pradze i co jakiś czas się otwiera właśnie nowy sklep krzyczący że jest alkohol. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja piję jedynie w Italii - tam wino (i wszystko inne) smakuje inaczej - mozna się delektować i kelner będzie wiedział co piję i skąd to coś pochodzi. Podczas ostatniego wrześniowego pobytu w Toskanii odkryłem kolejną pyszność procentową - powiem tak, sam nie odkryłem została ta pyszność odkryta przede mną.
OdpowiedzUsuńA co do picia i sklepów z alkoholami w Polsce to cóż mogę powiedzieć - nie lubię gdy ktoś mi zionie wczorajszą imprezą :)
Nicko
Witam :) no niestety trochę inną historię mamy, niż Włosi czy Hiszpanie... tyle lat pod butem... więc trochę z większą wrazliwością może należy spojrzeć na ten problem. Choć ja akurat uważam, że nie jestesmy gorsi np. od Brytyjczyków w tym względzie... i to bez obrazy dla nich. Poza historią myślę, że klimat tez miał znaczenie... na terenach polskich zawsze był w użyciu np. samogon a generalnie mocniejsze trunki a nasze słynne sejmiki podlewane były miodem najwyższych gatunków, co do zasady mocnym... Inna sprawa, że "cywilizowany" człowiek powinien już trochę inaczej patrzeć na te sprawy. Z większą odpowiedzialnością bym powiedziała. Myślę, że Ci ludzie, którzy są optymistami z natury raczej nie nadużywają a spożywają "z kulturą" ;) i tu znów wraca temat usmiechu! niektórzy umieją się śmiać tylko po kilku głębszych, bo tak sie nauczyli od dziadów, ojców, itp. Lata całe przyzwyczajeń i rozpijania naszego narodu przez inny naród. A na marginesie znam takich, co winem też potrafią się wprowadzić w stan upojenia... Ludzi z takich problemem nie brakuje na całym świecie. Jedno jest pewne, we Włoszech czy Hiszpanii ogólnie kultura picia jest inna i tyle. Ja będąc w Hiszpanii nie piłam wina do obiadu i na poczatku dziwnie na mnie patrzono. Po prostu nie mam takiego zwyczaju i już...:) Druga rzecz - za winem nie przepadam. Wydaje mi się, że są to sprawy bardzo wymierne. Co mnie przeraża w Polsce? Napewno wspomniane w poście mnożące się wszelkiego rodzaju budy "24h". Uważam, że za dużo zezwoleń jest wydawanych. Ale to wina państwa... Z drugiej strony olbrzymie dochody z tego tytułu zasilają jego skarb. Przez jakis czas głośno bylo, że sprzedaż wódek w Polsce spada na łeb, na szyję... Ktoś na tym zarabia.... a życie ludzi - powtarzam przez setki lat przyzwyczajonych do picia - nie ma znaczenia... Ot, i to tyle... Nawet mi, rozesmianej optymistce, przykro... tak po ludzku... Na marginesie - cieszę się, że sieć już śmiga... Porannna kawa, to nie kawa...:) ID
OdpowiedzUsuńMiła Pani Kasiu! Proszę nie traktować całkiem serio tego co napiszę,ale czy aby nie idealizuje Pani za bardzo tych Italiano? Może jedynym powodem takiego kulturalnego stylu picia u nich jest absolutny brak Weltschmerzu,brak odczuwania bólu istnienia?Tak właśnie wydawało mi się 30 lat temu,gdy tam przez rok pomieszkiwałem - my cierpieliśmy przez komunę,prowadziliśmy duszoszczypielne rozmowy nocne,a oni ?! No cóż jak zawsze obchodziło ich tylko calcio,mangiare,vestir-si,la moda...No a poza tym trudno jest fare una bella figura,kiedy łeb się chwieje,a nogi się plączą...nieprawdaż? Tak naprawdę jedynym przykładem Włocha z bólem istnienia jest Pinokio,ale on nie pił bo występował dla dzieci..Niech mi Pani pokaże jeden moment weltschmerzu u Berlusconiego,który dla mnie jest tipico italiano numero uno? ?Pozdrawiam miło,tak bym chcia być bella figura,ale niestety muszę się napić po polsku ,bo nie zdzierże...Umberto.
OdpowiedzUsuńJak sam Pan zauważył to było 30 lat temu a głowa chwieje się dalej. Usprawiedliwieniem Polaków jest zawsze martyrologia, może lepiej z tym skończyć. Sądzę, że Włosi wiecej dyskutują między sobą niż Polacy:) a nie tylko calcio, mangiare, moda itd.
UsuńCo do Berlusconiego to został wybrany przez Włochów ze względu na to, że jako przedsiębiorca zaczął reformowac gospodarkę, jednak dostał nóż w plecy od swoich kolegów z partii, którzy przenieśli się do opozycji (może to był ten moment, trzeba by Berluconiego zapytać :)). We Włoszech problemem są politycy, którzy co chwila nakładają kolejne daniny na swoich obywateli. Podatki i prawo jest tak zawiłe, że nawet urzędnicy czasami się gubią a jak wiadomo kiedy system podatkowy jest bardziej zawiły tym bardziej obywatel jest rolowany przez swoje państwo. Niestety Polska idzie w tym samym kierunku. pzdr
ja uważam, że alkohol jest dla ludzi, każdy może pić ale z głową....
OdpowiedzUsuń:) W dysputę polityczną nie dam się wciągnąć:) Ten artykuł nie miał na celu idealizowania Włochów, choć przy innych okazjach robię to nagminnie, mówiąc o tym otwarcie:) tym razem jednak chcialam podzielić się tym, co do mnie dotarlo po ostatnim pobycie w Polsce - właśnie te budy 24 na każdym kroku. Zadziwiające! I to uświadomiło mi że instytuacja sklepu alkoholowego chyba w It nie istnieje, tak jak i trudno na ulicy znaleźć kogoś pijanego, czy w kolejce w markecie poczuć wczorajszy wyziew na szyi. Piszę to ota tak -jako ciekawostkę:)
OdpowiedzUsuńA gdzie tu dysputa polityczna? Czy Pani prowadzi blog w stylu "Friede ,Freude ,Eierkuchen"?Żyjemy w takim świecie w jakim żyjemy, jest Pani la Ineligenzia i świat oczekuje od Pani komentarza,ja na przykład na temat Berlusconiego,jak to się stało ,że dwukrotnie został wybrany premierem Włoch? Mam nadzieję na sensowną odpowiedż....Umberto.
UsuńKto mnie zna, wie dobrze, że nie śledzę w minimalnym nawet stopniu areny politycznej ani Włoch ani Polski, docierają do moich uszu strzępki wiadomości - tyle ile doniesie mi Mario albo Paw. Przykro mi zatem, że muszę zawieść, ale nie sposób zmusić mnie do wypowiedzi na temat polityki. Poza tym staram się żyć dla siebie, pisanie tego czego świat ode mnie oczekuje, nie leży w mojej naturze. Jedyne w kwestii polityki co mogę napisać - każdy trzyma się swojego stołka, nikomu nie chodzi o dobro ludzi. Renzi Berlusconi, poplecznicy czerpiący korzyści z mielenia jęzorem, mówienie tego co narod owiec chce usłyszeć. Czemu nie oglądam wiadomości? Bo nie ma w nich krztyny prawdy, mydli się oczy ludziom tanimi sensacjami, tragediami, wydumanymi problemami, by odwrócić uwagę od tego co ważne. Czy tylko w Italii? Chyba nie! Jak mówią Włosi - tutto il mondo e' paese!
UsuńKasia nie przejmuj się facetem, nikt od ciebie nie oczekuje żadnych życiowych komentarzy, szczególnie o polityce. Fakt, ma trochę racji, bo czasem za bardzo idealizujesz Włochów i Włochy, ale moim zdaniem robisz to nieświadomie i tylko dlatego, że o wielu aspektach faktycznego życia w tym kraju po prostu nie wiesz (nie obraź się, proszę cię). Nie pracujesz tutaj, nie prowadzisz firmy, nie płacisz podatków (a uwierz, że w tym kraju boli to 10x bardziej), kilku bzdurnych danin do każdego urzędu jaki tylko tu istnieje, nie musisz się użerać z ludźmi, którzy sfrustrowani kryzysem twierdzą że zabierasz im pracę (i w ogóle nie ma znaczenia to, że pracujesz tam dłużej od nich np.), użerać się z kontrahentami którzy zamawiają usługi, a później za nie nie płacą miesiącami. Po prostu mieszkasz tu, wydajesz trochę pieniędzy które potrzebujesz na życie, no i masz synów, którzy chodzą do włoskiej szkoły. Aczkolwiek muszę przyznać, że zgadzam się z tobą w kwesti alkoholu i wszechobecnego pijaństwa w Polsce. Mnie to przyznam szczerze, w głowie się nie mieści jak ludzie się chwalą (a standard dla większości Polaków), że byli gdzieś tam wypili ileś tam, w sobotę idą gdzieś tam i wypiją z kimś tam (Włosi też opowiadają, tyle że zamieniając alkohol na jedzenie - gdzie byli co jedli, gdzie idą w sobotę i co tam można dobrego zjeść). Abstynentką nie jestem, nikomu nie zabraniam pić, bo wszystko dla ludzi, ale uważam że 1 piwo wypite do kolacji, czy kieliszek wina jest lepszy, niż wypicie 3 litrów na głowę i pobudka na drugi dzień z ciężkim kacem. Pragnę jednak zauważyć, że Włosi piją coraz więcej (głównie młodzi) i co na prawdę nie mogę zrozumieć - z każdym rokiem wzrasta liczba narkomanów w tym kraju, wypadków pod wpływem środków odurzających, morderstw itp. Także wniosek z tego jeden - każdy naród ma jakąś wadę i nikt święty nie jest.
OdpowiedzUsuńP.S. Nie czytam Twojego bloga by poczytać o Toskanii, czy o włochach, bo mieszkam w tym kraju o jakieś 8 lat dłużej. Czytam bo masz niepowtarzalny talent widzenia wszystkiego w różowych barwach, zachwycania się najmniejszymi pierdołami, świetny sposób pisania, który aż sam przyciąga żeby poczytać i do tego potrafisz swoim optymizmem zarazić innych. Po prostu blog jest napisany ciekawie, z polotem i w bardzo lekkim stylu i to mi się w nim spodobało, nie mówiąc o tym, że w wielu aspektach bardzo przypominasz mi mnie samą z początku pobytu w tym kraju :D
Pozdrawiam serdecznie, Magda
Dziękuję:)
UsuńWiesz to jest tak, że owszem idealizuję na wielu płaszczyznach, a na innych jestem świadoma wad i trudności. Jasne, że mieszkam tu za krotko by ten kraj poznać dogłębnie, ale choć sama z wieloma problemami nie stykam się osobiście, to stykają się z nimi moi przyjaciele, stąd wiem jaka jest sytuacja. Daleko szukać nie trzeba - choćby Mario i jego emerytura, to jest temat na osobny elaborat. Z działalnością tu poddałam się po pierwszym rozeznaniu w kosztach:(( Lepiej zapomnieć. O podatkach coś wiem bo płacę je również w każdym glupim rachunku. Jeśli już rozmawiamy o tym co mnie tu boli to powinnam napisać o traktowaniu Europejczyków i obywateli z innego kontynentu, To jest nieprwadopodobne, ale tego tematu już publicznie nie poruszam, bo powieje złymi emocjami. Poza tym jest inna kwestia - ja nie wyjachalam do Toskanii w nadziei, że to będzie ziemia obiecana i będę opływać w dobrobyt. Przyjechalam tu dla ludzi, dla tego miasteczka, dla innej mentalności, dla wolniejszego rytmu życia. I choć żyjemy skromnie, zmagamy się z wieloma trudnościami, o których na blogu nie piszę, to jednak nawet przez sekundę nie żałowalam też naszej zmiany i za skarby ne wrócilabym już do Pl.
Co do picia - rzeczywiście, młodzi obierają zły kierunek, na szczęście tu powtarzamy caly czas, że nasze miasteczko jest taką małą oazą:)
Bardzo lubię jak się odzywasz:) Twoje rady są dla mnie niezwykle cenne:)
No widzisz Kasiu, jak pisałam mamy wiele wspólnego - my z racji prowadzenia biznesu "mobilnego" chcieliśmy trochę ogrzać kości, pożyć "slow", mieliśmy dość sytuacji w PL i padło na Włochy, w których ja mieszkałam wcześniej przez kilka lat. Też przerzuciliśmy się z całkowicie innego rodzaju życia, Wrocław zamieniliśmy na życie w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają itp. Z czasem pozmieniały się priorytety, zajęcia, biznesy itp. ale jedno pozostało niezmienione - nie mamy zamiaru wracać do PL. Własna firma we Włoszech czy to p.iva czy jakaś spółka to temat nie na posta a wręcz na książkę - gruuubą książkę :D Co do traktowania obcokrajowców to powiem tak - mieszkałam w wielu miejscach w tym kraju Milano, Torino, Roma, Napoli i nigdzie, ale to nigdzie nie spotkałam się z jakąkolwiek dyskryminacją, aż przeprowadziłam się do Toskanii... Ale i tu by być sprawiedliwą (a zawsze jestem!) muszę stwierdzić, że zależy od miejsca w którym się znajdziesz. Pisa i provincia - obcokrajowiec? i co z tego?, Lucca i provincia - obcokrajowiec? fajnie, napewno ma kase!, Grosseto e provincia - obcokrajowiec? fajnie, zapytam czy czegoś im nie trzeba, podpowiem co gdzie załatwić itp; z Arezzo nie miałam praktycznie do czynienia poza tym, że będąc przejazdem znalazłam porzuconego szczeniaka, który jest ze mną do dziś. No i tu dochodzimy do Firenze i provincia - hmm, mieszkałam tam i pracowałam przez 1,5 roku. Brak słów. Może i w niektorych małych miasteczkach (typu twoje Biforco) nie dają Ci tego odczuć, bo im nie przeszkadza skąd jesteś, albo w innych tego po prostu nie pokazują, ale takiej dyskryminacji jak tam nie spotkałam nigdzie! Koszmar i szkoda o tym mówić/pisać bo szkoda nerwów, a większość czytających i tak przyjeżdża do tego kraju jako turyści, więc nie odczują tego nigdy. A dlaczego? Bo turysta oznacza pieniądze i turystów się lubi, szanuje i klepie po plecach, żeby jak najwięcej euro zostawili. Bądź jednak zwykłym mieszkańcem i pójdź do urzędu - do końca życia chyba nie zapomnę jak w urzędzie miasta odmówiono mi przeniesienia (po przeprowadzce) residenzy bo cytuję " szefowa działu jest przeciwna obcokrajowcom w ich gminie i nawet jest zapisana do jakiegos tam stowarzyszenia". Takiego sajgonu jak tam, nie zrobiłam do tej pory w żadnym innym urzędzie. Po stwierdzeniu, że mam to w d.. i jak dla mnie mogą być prywatnie nawet w Ku Klux Klan'ie, ale w pracy są urzędnikami i chcąc nie chcąc, muszą wypełniać swoje obowiązki, a jak nie to zawsze mogą pójść np zamiatać ulice, cudownie udało mi się przenieść moją residenze z jednej gminy do drugiej bez potrzeby wciągania w to karabinierów :D
UsuńEhh, wspaniały kraj... Muszę się wybrać do was na kawę, ale to raczej jak zrobi się cieplej i przesiądziemy się z 4ch ścian do kamperka :D
Działalność? trzeba liczyć około 50% na podatki i tutejszy ZUS (INPS), w dodatku płaci się je z wyprzedzeniem. Ja też się poddałam. Pracuję na ritenuta d'acconto. Na szczęście nikt nie może powiedzieć, że zabieram mu pracę: tłumaczę z włoskiego na polski ;)
UsuńNo ja właśnie prócz firmy (cwaniacy - działamy tu angielską spółką w branży IT :D ) długo tu pracowałam - lubię nowe doświadczenia i mieć dużo do roboty (hmm, chyba trochę dziwnie to zabrzmiało :/ ). Teraz od kilku miesięcy pozostałam przy opcji własny biznes + wolontariat, by nie wypaść z zawodu i robić coś co kocham. Po prostu bez munduru nie mogę żyć :(
UsuńWe Włoszech chcieliśmy otworzyć oddział naszej spółki z UK, ale poddaliśmy się po kilku dniach - żaden commercialista nie chciał się podjąć papierkowej części przedsięwzięcia, do tego same koszty otwarcia nasz przeraziły. No i tu należy podziękować UE za to że daje nam wiele ciekawych możliwości, które w połączeniu z polskim DNA, dają nam nieskończone pole do popisu :D
To nie chodzi o to, że ja spotkałam się z przykrościami z racji pochodzenia. Znów powinnam napisać, że tej kwestii mam wyjątkowe szczęście albo trafiłam do wyjątkowego maisteczka. Poza tym na tyle na ile krążylam po Italii nikt nigdy nie odmówił mi pomocy, czy w sklepie czy w urzędzie, czy gdziekolwiek. Chodziło mi o to, że jako obywatel Unii mam mniejsze prawa niż np obywatel Afryki i to jest smutne. To za co ja muszę zapłacić oni dostają gratis. Nie raz znajomi mówili - wyrzuć europejski paszport, a będziesz miala jak pączek w maśle. I to jest podstawowa rzecz, ktora mi się nie podoba. Natomiast nigdy nie poczułam się dyskryminowana, być może wszystko przede mną. Dzieci w szkole były przyjęte z otwartymi rękami, o czym pisałam. Widoczna jest dyskryminacja innych nacji, ale to wynika z tego co pisałam wyżej, bo nawet Włosi często muszą ustąpić miejsca imigrantom z innego kontynentu. Polacy w tym regionie (a jest ich trochę, zwłaszcza Polek, nawet w malym Marradi, są cenieni jako pracownicy.
Usuń"No i tu należy podziękować UE za to że daje nam wiele ciekawych możliwości, które w połączeniu z polskim DNA, dają nam nieskończone pole do popisu :D" - cudowne!:)))
Same sklepy z alkoholem we Włoszech są, ale na pewno nie nocne, albo całodobowe. No i sprzedaje się w nich głównie wina i wódki dla koneserów, a nie "hurtowników". Widziałam w rodzinie i wśród znajomych męża może dwie osoby (płci męskiej, a jakże), które doprowadziły się do stanu lekkiego upojenia. W Polsce... szkoda gadać. Pochodzę z małej wsi, w której ławeczka i schody pod sklepem były od lat oblegane przez mniej lub bardziej chwiejących się panów. Nie są, bo zwyczaj ten ukróciła sołtyska. Kultura picia jest zupełnie inna, może po prostu JEST. Polacy mają zdecydowanie zbyt lekkie podejście do picia, nie ma to jak tłumaczyć się trudną przeszłością... narodu.
OdpowiedzUsuńNie wiem, na jakiej podstawie Twój syn mówi, że we Włoszech może już pić wino z wodą. Może jacyś koledzy w szkole się "przechwalają"? My jeszcze nie pozwalamy Gio próbować. W Sylwestra był z ciotką i wujkiem w restauracji i spróbował szampana.
W Polsce za to jest zakaz spożywania alkoholu w obecności dzieci, śmiech na sali. I co z tego? Wydaje mi się, że nie tędy droga.
Tak przyszedł Tomek z taką rewelacją ze szkoły, ale tak jak napisalam, ja nawet nie muszę się do tego ustosunkowywać, bo on ma swój rozum i od razu oświadczył, że jego to w ogóle nie dotyczy:)
Usuńtak widać że w prawie każdej kwestii są róznice i cieszę się że to pokazujesz pod tym względem jest tam "bezpieczniej"
OdpowiedzUsuńdobrze że Twój syn jest taki mądry i nie chce szybko dorastać..
też nie chcę być dorosła, ale się nie da, trzeba tańczyć jak zagrają.. choć czasem ta muzyka wpada w ucho. mądre masz dziecko :) (Ola IE)
OdpowiedzUsuńJeśli można kilka słów z aktualnej chwili naszego zimowiska w tym roku inni ludzie nam towarzyszą u Gaździny kilka młodych rodzin zaprzyjaźnionych oprócz naszych czterech pierwszy wieczór i powrót z nart na stole w świetlicy 7 butelek 0,7 i szklanki nic więcej pomiędzy tym kolorowanki ich małych dzieci jeden z nich i coś tam jeszcze o czym wolę nie pisać. Dla nas szok. Jak damy radę trochę pogadaliśmy określiliśmy o co nam chodzi. Jest w miare ale nie ma wieczoru bez ... Szok. Na wyciągu wczorajsze oddechy a komentarze kto ile... My jacyś dziwni czy świat dziwny i też spędzamy wieczory przy lampce wina bądź nalewki. Nie rozumiem tego świata. Pozdrawiam i czekam Asia op.
OdpowiedzUsuńNo właśnie:(
UsuńAsiu jestem w sieci i nadrabiam braki, wieczorem napiszę na spokojnie.
Ściskam jak zwykle i fajnie że tyle się tu dzieje i że tyle osób dzieli się swoimi doświadczeniami i obserwacjami. Asia op. P.S Dobrze źe juz w sieci jesteście.
UsuńNiestety, w Polsce picie jest często równoznaczne z upijaniem się. Jak się zaczyna, to już do dna, a potem następne, bo co to jest jedno piwo!? W takich momentach Bogu dziękuję, że mam męża Włocha: jedno (i to nie półlitrowe, a mniejsze) piwo wystarcza mu na dwa razy. Mój ojciec nie przeżyje dnia bez 3-4 piw (po 0,5l), a częściej jest ich nawet kilkanaście. Jak sobie pomyślę, że moje dzieci muszą go oglądać w takim stanie, to odechciewa mi się przyjazdów do Polski, ale jest mama, babcia, reszta rodziny... :(
UsuńJeżeli to prywatny, "mały" przedsiębiorca, to ja się cieszę, że on zarobi, a nie np. wielki niemiecki czy francuski market. Poza tym, są to zazwyczaj małe sklepiki, ale bardzo dobrze wyposażone. Mieszkałam kiedyś niedaleko takiego sklepu 3m2 ;) a było tam wszystko od alkoholu (oczywiście;) do składników na indyjskie potrawy czy sushi, pamiętam jak szukałam gorczycy (zaznaczam, że to blisko centrum dużego miasta).... tylko tam znalazłam, mimo że dookoła mnóstwo sklepów spożywczych. Obecnie też mieszkam koło sklepu o nazwie alkohole i tylko tam mają moje ulubione płatki owsiane górskie i codziennie świeży nabiał :) Nie ma co porównywać gorszy kraj- lepszy kraj i szukać dziury w całym, to bez sensu moim zdaniem. Wspaniale, że znalazłaś swoje miejsce na ziemi i to najważniejsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Karolina
Dziekuje za ten post... nigdy nie spogladalam na te nasze sklepy monopolowe pod tym katem.. ale rzeczywiscie sa... i to naprawde duza ilosc... na kazdym kroku oslepiajace neony... czynne 24h... najsmutniejsze jest to ze tak wiele w nich ludzi... pozdrawiam M.
OdpowiedzUsuń