Różne smaki toskańskiej codzienności

wtorek, listopada 04, 2014

 


Wyjechali turyści, ucichł gwar fest i święta sobotniego, zrobiło się spokojnie i cicho. Ten rytm zwykłego dnia lubię najbardziej. 
Około 8.00 ruch samochodowy natęża się w okolicy szkoły. Rodzice odprowadzają dzieci. Potem większość kieruje się na plac, do baru na śniadanie, na poranne pogaduszki. Do południa krążą od sklepu do sklepu, z poczty do banku, zbierają się w małych grupkach na placu, znów rozmawiają i jeszcze raz wstępują do baru. Około południa wszystko zamiera. Idą jeść, kto pracował, ten robi pauzę, niektórzy zabierają dzieci na obiad do domu. Cisza...
Miasteczko ożywa około 16.00, znów ruch wzmożony wokół szkoły. Jeśli dzień jest ciepły, niektórzy idą z dziećmi na lody. Kolejny raz bary wypełniają się gwarem... 




Drobiazgi. 

5.00 rano. Tup tup tup... słyszę na schodach, drzwi otwierają się po cichutku. Mikołaj. Wślizguje się pod kołdrę i przytula całym sobą nie wypuszczając misia z ręki. 
- Nie możesz spać? 
- Nie.
- Coś się stało? Boisz się czegoś?
- Tak... Trzęsienia ziemi - szepcze mi na ucho. 
I tak przez dwa dni. 
- Mikołajku - tłumaczę - nie wynajduj sobie nowych lęków, bo zwariujesz. Bałeś się wiatru, burzy, teraz jeszcze trzęsienie ziemi. Coś się wydarzyło? 
- W szkole ostatnio mieliśmy próbę ewakuacji. Ale było inaczej niż zawsze, bo tym razem bez ostrzeżenia. Takie to straszne się wydało!
- I bardzo dobrze! Kiedy jest bez ostrzeżenia, to taka próba na poważnie. Wiesz jak trzeba się zachować w trakcie trzęsienia, prawda? 
Wie. Przyniósł do domu dyplom z przeszkolenia, które zrobiła "ochrona cywilna". 
- Ale mi smutno, że jak się zdarzy, to ja mam uciekać i muszę zostawić swoje misie i zabawki. 
Uspokajam, pocieszam, tłumaczę. Ucinamy sobie dłuższą pogawędkę na temat płyt tektonicznych, bezpieczeństwa, konstrukcji budynków i miłości. Już jest spokojny. 

***

Jest piękne, słoneczne przedpołudnie. Idę do Marradi na piechotę, tak jak zwykle, po drobne zakupy. 
- Aspetta! Fermati! (Poczekaj! Zatrzymaj się!) - słyszę za plecami. 
To Giorgio. Nasz sąsiad. Giorgio Miś - jak go nazywam w myślach, bo zawsze z wyjątkiem upalnych dni, ma na głowie futrzaną czapkę. Jakiś czas temu widział nas przed pocztą z plikiem rachunków do zapłacenia, a teraz zsiada energicznie z roweru i tłumaczy:
- Nie płać rachunków na poczcie, bo drogo! Do każdej opłaty doliczają ci 1 euro!
- Naprawdę? 
- Płać w "cassa di risparmio".
Giorgio czuje się w obowiązku nauczyć mnie oszczędności. Niuanse, o których nie mam pojęcia. Rozczula mnie jego przejęcie i zaangażowanie. Ot zwykła życzliwość. 

***
Dzisiejszy poranek. Ding dong. Sygnał nadejścia wiadomości.
Otwieram i uśmiecham się najpełniej jak można.
Jakiś czas temu rozmawiałam na fejsbukowym czacie z pewną osobą z miasteczka, która nie szczędziła mi komplementów dla moich zdjęć i dopytywała o pewien kadr - gdzie dokładnie został uchwycony. Okazało się, że jest to miejsce, gdzie mój rozmówca chodzi na trufle. Temat trafiony, bo ja za truflami to i na koniec świata! -"Jeśli tak lubisz trufle, to wkrótce ci je podaruję" - padło na koniec.
Zmieszałam się bardzo, nie będąc przyzwyczajoną do kosztownych prezentów, bo trufle to przecież jak kulinarne diamenty, podziękowałam najładniej jak umiałam i tyle. 
A teraz uśmiecham się do otwartej wiadomości - "Trufle czekają na ciebie w barze. Smacznego!" 




Uśmiecham się do życia, do jego smaków, do tych gorzkich i do tych najsłodszych...  
UŚMIECHAĆ SIĘ to po włosku SORRIDERE (wym.sorridere)


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

5 komentarze

  1. No Szanowna Nauczycielko lans na całej linii, że tak powiem - bez siat z zakupami jak prawdziwa Włoszka :) Pozdrawiam i słonecznego dnia życzę :)
    Avere culo significa avere molta fortuna :)
    Nicko

    OdpowiedzUsuń
  2. I proszę nauka nie idzie w las:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadziwiające jak inne może być życie od tego, które wiedzie większość z nas. Bez pośpiechu, pełne życzliwości, uśmiechu i w pięknym otoczeniu. Zazdroszczę (ale tak pozytywnie), że znalazłaś swoje miejsce, mam nadzieję, że i mi się uda :)

    A na razie tylko marzę o Toskanii, może w przyszłym roku zawitam chociaż na krótko w Twoje rejony :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie piękne to codzienne życie, jak cudnie się toczy i snuje a nie pędzi w wariackim kierunku. Pielęgnujcie te chwile, takie włoskie powolne leniwe. Jak bardzo dobrze brzmią słowa "do baru na śniadanie na pogaduszki....".
    Pozdrawiam Asia op.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie taka codzienność jest najlepsza i najpiękniejsza. Czasami wesoła, czasami nostalgiczna a czasami pełna życzliwości.

    OdpowiedzUsuń