Spacer na dwie nogi
wtorek, września 23, 2014
Czasem są dni średnie, bo ktoś nie ma humoru, bo inny ma kłopot, bo znów coś idzie nie tak, jak powinnno. Są takie dni, kiedy człowiek musi się odciąć od wszystkiego i wszystkich, złapać oddech, rozluźnić czoło, odpędzić prześladujące myśli o pechu. Czasem potrzebny jest spacer tylko na dwie nogi.
Z Czerwonego Notesu, Biforco, ostatni dzień kalendarzowego lata.
Marta zabrała chłoców do Crespino. Nie narzekam. Potrzebny był mi taki dzień. Paw mówi, że musi pracować i z domu się teraz nie rusza. I dobrze! - pomyślałam sobie! Tylko ja i moja droga.
Plecak, aparat, notes, dwa jabłka.
Po pierwszych kilkuset metrach spotykam myśliwych. Dziś rozpoczął się sezon.
- Nic mi nie grozi jeśli wybieram się w góry? - upewniam się w trosce o własne bezpieczeństwo.
- Tobie? - wymieniają szubrawe uśmiechy. - Tobie nigdy!
Włosi... - myślę sobie - klasyka.
Idę dalej. Po kilku kilometrach schodzę z głównej drogi w dół rzeki. Szukam grzybów. Ale to takie szukanie nie szukanie. Pretekst, żeby poprzedzierać się przez gąszcz i z drogi uciec.
Czas na krótki odpoczynek, wyciągam notes i jabłka. Ależ gorący ostatni dzień lata! Jaszczurki uciekają mi spod nóg, jedyni towarzysze.
Znów idę przed siebie. Na drodze karawana myśliwskich terenowek, sami znajomi, jedni przystają, inni machają przez szybę. Zwalniam krok. Zatrzymuję się przy łąkach bzyczących i aksamitnych kiściach winogron. W myślach śpiewam "Lato, lato, zostań tu!". Oddycham głęboko i zamykam oczy...
Ostatni przystanek. Moje nogi mają za sobą kilkanaście kilometrów. Siadam i odpoczywam, choć tak naprawdę nie czuję zmęczenia. Ot, żeby chwilę pobyć w górskiej głuszy, wśród zieleni. Nade mną jakiś kamienny dom. Polna droga się tu rozgałęzia. Innym razem zobaczę dokąd prowadzą obydwie odnogi. Dziś już wystarczy.
Przez chwilę robię to co chcę. Nikt nie mówi, że pić, że jeść, że do domu, że tam, że tu, że zimno, że ciepło, że wieje, że pada, że nie na słońcu, że nie na środku drogi ...
Siadam na słońcu, na środku drogi. Tak jak chcę. Ja, mój Czerwony notes i aparat. Jabłek już nie mam...
MELA to znaczy JABŁKO (wym. mela)
Zdjęcie pamiątkowe. Jeśli spacer na dwie nogi to selfie jak najbardziej usprawiedliwione. |
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
7 komentarze
Och, Ty podróżniczko-miłośniczko!:)
OdpowiedzUsuńNo i właśnie od czasu do czasu tak powinno być. Pobyć z samą sobą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mirjana
Piękne zdjęcia, piękne słowa, piękne miejsca i wspaniała inspiracja.
OdpowiedzUsuńAsia op.
Mela - cudna nazwa dla jabłka. I cudna ta przestrzeń. Też tak mam: idę, gdzie nogi poniosą, a w głowie, w sercu jakoś tak samo wszystko się układa. Jakby toksyny wypłynęły z potem. Zresztą w którymś momencie są najmniej ważne. Liczy się sama droga. Pozdrawiam już nie piechurkę a Kozicę Górską
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne widoki i jak widać z opowieści mieszkają tam przecudowni ludzie. Czytanie Twoich wpisów to takie krótkie oderwanie się od naszej szarej rzeczywistości, codziennej gonitwy. Dzięki Ci za te chwile :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Dominika
Ja też dziękuję za Wasze towarzystwo:)
Usuń