Dzieciom raz jeszcze
poniedziałek, września 01, 2014
W zeszłym tygodniu od rodziców z Biforco dostałam wiadomość, że w sobotę popołudniu organizują na placu zabaw festę dla dzieci. Miała to być pierwsza próba pozyskania funduszy na przyszłoroczną graticolę, ale też kolejne podziękowanie za udział w turnieju i zachęta na następny rok.
Na naszym biforcowym placu zabaw ustawiono stół, mamy przygotowały słodkie przekąski, ja dostawiłam od siebie słynne tu już rogaliki z nutellą. Przyniesiono sprzęt nagłaśniający z karaoke. Wymyślono gry i zabawy. Dzieci nagrodzono drobiazgami, po przeczytaniu słusznej klasyfikacji poturniejowej, według której "biforchesi" zajęli drugie miejsce.
Uwaga! Teraz znowu będę się zachwycać! To jest dla mnie wciąż zaskakujące - jak ludziom tutaj się chce, jak bardzo pełni są życia, ile w nich samych drzemie jeszcze dziecka. Ale jak już nie raz wspominałam, oni to mają we krwi, widać to po dzieciach, rosną z tym od maleńkości. Kiedy więc ogłaszana jest konkurencja w "deptanie baloników" nie trzeba nikogo wyciągać na siłę, to rodzice sami zrywają się i stają w szranki z maluchami i starszakami i czasem zastanawiam się - kto lepiej się bawi? Oni czy ich pociechy?
Kolejna rzecz, która mnie tu zadziwia, to kontakt pomiędzy nastolatkami a maluchami. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić scenkę, że w Polsce nastoletni chłopcy ganiają po parku w poszukiwaniu skarbu razem ze swoimi "kolegami" z wczesnej podstawówki. Naprawdę byłam wzruszona, kiedy po całej zabawie podjechał do mnie na rowerze starszy chłopiec i zapytał czy może Mikołaja zabrać na wycieczkę na plac. Wytłumaczyłam, że mój mały rowerzysta nie ma jeszcze doświadczenia w poruszaniu się na długich dystansach i po uczęszczanych drogach. Enrico zapewnił mnie, że on go przypilnuje i nauczy pewnych rzeczy. Można sobie tylko wyobrazić jaka była Mikołaja radość, kiedy jechał na rowerową wycieczkę z kolegą z pierwszej licealnej.
A wracając jeszcze do samej festy, ostatnie moje spostrzeżenie. Pomijając już fakt, o którym piszę do znudzenia, że ludziom się chce, że nic nigdy nie jest byle jak, jest jeszcze coś co podziwiam. Ludzie tu się nie wstydzą! Stanąć na środku parku i tańczyć, śpiewać, skakać? Proszę bardzo! Dlaczego nie! Nikt nie mówi "nie wypada" czy o tzw. "obciachu" i to jest piękne. Marradyjczycy są naprawdę niezwykli, zdaję sobie sprawę, że trafiłam w wyjątkowe miejsce ...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
6 komentarze
Jak mi tęskno za taką normalnością, jak mi smutno, że tak nie może być. Małe rzeczy a jak cieszą. Jak bardzo potrzeba takiej zwykłej uciechy.
OdpowiedzUsuńAsia op.
Jak cudownie, że są jeszcze takie miejsca na świecie, TACY ludzie :-) Chociaż powiem szczerze, że bardzo żałuję iż sama nie wychowuję swoich dzieci w takiej atmosferze. A jak próbuję coś zmienić, staram się, to zamiast wsparcia najczęściej słyszę słowa krytyki i krzywe spojrzenia. Potwornie to dołujące, ale nie zamierzam się poddawać. Dzisiaj moja starsza córcia zaczęła 4 klasę. Nie będę opisywać atmosfery jaka panowała w klasie z nową wychowawczynią... powiem tylko, że wychodząc wyściskaliśmy się jeszcze wszyscy z poprzednią wychowawczynią. Mimo iż zajęta, to znalazła czas na wspomnienia, uśmiechy, opowiedzenia o pierwszych wrażeniach dotyczących nowej klasy ;-) Liczę po cichu, że dzisiejsze, bardzo krótkie spotkanie w 4 klasie, atmosfera tam panująca, ogromny dystans ze strony wychowawczyni był spowodowany nową sytuacja również dla Niej. Chociaż my rodzice bardzo się staraliśmy atmosferę rozluźnić. Nic z tego nie wyszło... No nic. Zobaczymy jak będzie później.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Kasiu dla Twoich Synków w nowym roku i dla Was oczywiście. Niech wszystko Wam się dobrze układa :-)
Ale to fajne kiedy starsze dzieci bawią się z młodszymi. Niestety ale u nas jest to rzadkością. Sama często obserwuję scenkę- najmłodsza córeczka sąsiadów (6 lat) spaceruje sama po chodniku bo jej niewiele starsze kuzynostwo (od 8 lat wzwyż) nie chce się z nią bawić twierdząc że jest dal nich za mała. Aż żal serce ściska patrząc na to biedactwo :(. Za to np na weselach w mojej rodzinie dorośli zawsze tańczą i bawią się z dziećmi niekoniecznie swoimi - zabawy w kółeczku, okręcanie wokół aż zaczyna się kręcić w głowie czy zabawa w krasnoludki to norma i to jest super :D.
OdpowiedzUsuńOby więcej takich normalnych miejsc i zabaw dla dzieci i z dziećmi
Pozdrawiam, Karolina
Super, że jest tam tak dużo inicjatyw dla dzieci :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
zrealizowacmarzenia.blogspot.com
Czesć, dzisiaj znalazłam Twojego bloga, fajnie piszesz, tylko troszeczkę przerysowane niektóre aspekty, na pewno prawdą jest, że już "duże" dzieci nie mają problemu bawić sie z maluchami, że starszyzna zabawia się jak nastolatki (to widać w małych miejscowościach), co wynika z ich wychowania i kultury, babcie, ciocie, kuzyni, zawsze razem ale nie jest tak do końca, poznaj dobrze rodzinę wloską, nie wszystko złoto co sie świeci i uwierz mi mieszkam tu 20 lat( nie pisze tego złośliwie, kocham italię, uwielbiam włochów) ale troszkę przerysowujesz ten świat
OdpowiedzUsuńJa zawsze podkreślam, że to o czym piszę, odnosi się do mojego miasteczka. Nie jestem jedyną cudzoziemką, która trafiła w te strony i postanowiła zostać, ot tak. Czyli coś w tym musi być. I to będę podkreślać, że zamieszkałam w wyjątkowym miejscu. Poza tym już nie raz i nie dwa sama przyznawałam się, że moje ochy i achy nie są obiektywne, to jak patrzenie oczami zakochanego człowieka, bo ja tę moją Italię uwielbiam i kocham ze wszystkimi jej przywarami i absurdami.
Usuń