Górskie grzybobranie
czwartek, sierpnia 07, 2014
Pamiętacie scenę z filmu "Pod słońcem Toskanii", kiedy pisarka zbiera grzyby? Otóż ja wczoraj czułam się podobnie! Wiadomo oczywiście, że film jak film - przekoloryzowany, bo szukanie prawdziwków w stylowym kapeluszu z wiklinowym koszem pod pachą, to jeśli chodzi o Mugello, coś co nie ma prawa bytu. Nie wyciągałam też ślimaków z ucha i nie zjechałam na pupie ze stoku, ale za to Mario i owszem, pięknym ślizgiem zsunął się kilka metrów, dzięki Bogu nie miażdżąc przy tym moich pierwszych prawdziwych prawdziwków, które miał w worku na plecach, ale zacznijmy od początku...
Tło akcji |
Prawdziwki na Cavallarze obudziły w nas ducha zdobywców! Wracając od Renzo przed północą ustaliliśmy, że następnego ranka ruszamy do lasu. Grzybobranie w Toskanii to jest w ogóle temat na porządny elaborat. Po pierwsze nie w każdym lesie znajdziemy prawdziwki, miejsca trzeba tu naprawdę znać! Po drugie taka wyprawa przypomina bardziej górską eskapadę niż spacer po lesie.
Odpoczynek w cieniu |
Mario wybrał jedno ze swoich ulubionych miejsc i tym sposobem w środowe popołudnie pojechaliśmy do Doliny Accerety. Słońce przypiekało mocno, ziemia parowała po ostatnich deszczach, a znajomi prześcigali się w publikowaniu na fejsbuku zdjęć swoich grzybowych trofeów. Włożyliśmy wygodne buty, wzięliśmy kije w ręce i pełni zapału ruszyliśmy w góry. Tak jak wspomniałam, była to prawdziwa wspinaczka, z zadyszką i potem spływającym obficie po plecach, jednak widoki wynagradzały wszelkie trudy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, które opisywał Mario, już po kilkunastu minutach emocje nam opadły, bo poza kilkoma kurkami i dwoma prawdziwkami, nie było nic, a miały być przecież dywany grzybów! Już mieliśmy wracać do domu, kiedy Paw stojąc przede mną i demonstrując mi skromne zbiory schowane w plecaku, wykrzyknął nagle - "patrz!" i wyłowił spomiędzy naszych stóp kolejne dwa PORCINI.
Jeszcze taka ciekawostka - jako pierwszy rodzi prawdziwki las dębowy (cerro), potem kasztanowe gaje, a na koniec faggio, czyli buk i te według tubylców mają największe walory smakowe.
Wróciliśmy do domu z plecakiem grzybów, spoceni, zmęczeni ale przeszczęśliwi.
MONTAGNE - to znaczy GÓRY (wym. montanie)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
8 komentarze
Przeczytałam Twój blog, Kasiu, od dechy do dechy. Pięknie piszesz, ciekawie opowiadasz, a przede wszystkim tony szczęścia są odczuwalne na każdym kroku. Pozdrawia, a grzybów zazdroszczę, bo u nas jeszcze nie ma.
OdpowiedzUsuńPrzecudne widoki! :D
OdpowiedzUsuńAle piękne prawdziwki :D. I te widoki podczas zbierania- zazdroszczę. Już się nie mogę doczekać kiedy u nas rozpocznie się sezon na grzybobranie- może bez takich krajobrazów ale satysfakcja ze znalezisk będzie porównywalna ;). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzesc :) Najbardziej w Polsce brakuje mi rubinetti z zimna woda, by moc sie napic i ochlodzic :) A takie rubinetti we Wloszech sa w kazdym duzym miescie i nie tylko... :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzrealizowacmarzenia.blogspot.com
uwielbiam grzyby !
OdpowiedzUsuńimbirella
Super zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPiękne zbiory!
OdpowiedzUsuńTło akcji mnie urzekło:)
Aaaaaale Wam fajnie :D
OdpowiedzUsuń