Kiedy dawno temu mówiliśmy o przeprowadzce za granicę, wszyscy nam się mocno i dziwili i jako pierwszy argument "przeciw" wystawiana była odległość od babci, cioci, czy innych pomocnych rąk. Z kim tu dzieci w razie potrzeby zostawić na obczyźnie? Człowiek skazany sam na siebie, nikogo do pomocy!
My jednak nigdy takiego problemu nie mieliśmy. Toskania już dawno przestała być obczyzną, a wraz z każdą nowo poznaną osobą czuliśmy się tam coraz pewniej. Dużo łatwiej organizować sobie życie kiedy w innych ma się oparcie. I dziś będzie post trochę ku chwale Mario. Po ostatnich tygodniach muszę dać temu upust, bo jego uczynność okazała się nieoceniona.
Można zawsze na niego liczyć, jest dosłownie na każde zawołanie. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło by odmówił nam pomocy. A co najważniejsze mam do niego stuprocentowe zaufanie. Wiem, że kiedy chłopcy z nim zostają są i swobodni i bezpieczni, dobrze się bawią, lekcje odrobią (choć tu Mario przestaje być wyrocznią - dzieci biorą go "pod włos" zadając niewygodne pytania;), poza tym nakarmi, do lekarza zaprowadzi, wysłucha setki dowcipów i to na pewno nie koniec jego zasług.
Kilka było ostatnio takich sytuacji, że musieliśmy zgodnie przyznać - "dobrze, że jest Mario". A żeby jeszcze bardziej dosłodzić powiem, że i Mario nie raz przyznawał szczerze - "dobrze, że jesteście"! I za uszy w złych dniach też się nawzajem wyciągamy...
TENERE A BADA - OPIEKOWAĆ SIĘ, MIEĆ POD OPIEKĄ