O dzieciach, swobodzie i języku.
wtorek, marca 11, 2014
Zastanawiałam się czego w ostatnich miesiącach nauczyły się dzieci i już wiem! SAMODZIELNOŚCI!! Toskania nie ma tu nic do tego oczywiście, mam na myśli naszą przeprowadzkę. W Warszawie siłą rzeczy żyli pod kloszem. Tu dopiero stali się naprawdę samodzielni i wolni i cieszą się tym każdego dnia. Ta samodzielność przejawia się na każdym kroku - od porannej pobudki, do wieczora. Sami organizują się towarzysko, dbają o siebie, pilnują lekcji. Czasem zdarza się, że Mikołaj włoży dwie różne skarpetki, ale cóż to jest? Drobiazg! Ja nieustająco jestem pod wrażeniem, kiedy wchodzę do nich na piętro, by obudzić ich do szkoły, a tam już pokój ogarnięty, chłopcy ubrani, łazienka zaliczona i czekają gotowi na śniadanie. I choć czasem z nostalgią patrzę na zdjęcia, kiedy byli maluchami, to jednak muszę przyznać, że wspaniale jest mieć duże dzieci. A jeszcze wspanialej widzieć jak ta życiowa zmiana wpłynęła na ich rozwój.
Zima się skończyła i znów dzieciaki "idą w miasto". W poniedziałek po szkole Tomek wyłożył mi cały plan na bieżący tydzień - z kim i kiedy jest umówiony! I zaraz będzie tak, że chłopców będę widzieć przy śniadaniu, a potem przy kolacji, ale taka swoboda to też zaleta małej mieściny.
I słów jeszcze kilka o języku w ich wydaniu.
Chłopcy o zgrozo coraz chętniej piszą i czytają po włosku. "O zgrozo" dlatego, że jak sami twierdzą, w języku Dantego im ŁATWIEJ! Pochłaniają książki jedna za drugą o treści "zaawansowanej", a ja tylko coraz szerzej otwieram oczy ze zdziwienia! Przecież jeszcze kilka miesięcy temu mieli trudności, by słowa zbić w proste zdanie!! Żeby jednak wciąż był kontakt z literaturą po polsku, mimo, że już są duzi, wiernie podtrzymujemy nasz stary zwyczaj czytania do snu. Kiedy ja albo Paw czytamy, Mikołaj w tym czasie przegląda obrazki w książkach przyrodniczych. Czasem przerywa moje czytanie, bo ma pytania niecierpiące zwłoki. Tak było wczoraj.
- Mamo co to znaczy kopulacja? - Pyta kiedy jego wzrok zatrzymuje się przy zdjęciu modliszki.
- To jest w twoim języku "seksowanie" - odpowiadam.
- O boże!!! Ona go zjada! - komentuje zszokowany.
Tomek milczący śledzi nasz dialog, a po chwili refleksji stwierdza:
- Mamo! To dzieci modliszki nigdy nie mają ojca!!!
MANTIDE to znaczy MODLISZKA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
7 komentarze
A czy Pani konsekwentnie mówi do dzieci po polsku?
OdpowiedzUsuńTak, mówię do nich po polsku jeśli jesteśmy w polskim gronie. Kiedy jest ktoś z Włochow, staramy się rozmawiać po włosku. Ale też czasem zdarza się i tak, że Tomek opowiada coś o szkole i szuka polskich słów, jak jest mu trudno przeskakuje na włoski.
UsuńTo dla mnie nie do pojęcia, że gdybym wyjechała to zapomniałabym własnego języka. Mam tyle lat co Pani młodszy syn. Ale czytałam na jakimś blogu, że język otoczenia ma taką moc, że tylko konsekwencja rodziców w mówieniu do dzieci w języku ojczystym zawsze i wszędzie, pozwoli zachować im dwujęzyczność.
OdpowiedzUsuńBrawo Majka! Niespotykana świadomość językowa jak na ośmiolatkę:) Radość z szybkiego przyswojenia włoskiego jest zrozumiała i oczywista, ale uwstecznienie w polszczyźnie dla mnie osobiście byłoby wielką stratą...
OdpowiedzUsuńTak w komentarzach Majki jest niesamowita dojrzałość. Już jakiś czas temu mnie to urzekło. Jeśli chodzi o uwstecznienie - to jest tak, że ja dbam o to by język polski był cały czas obecny. Pisałam, że to dla mnei ważne jeszcze będąc w Pl. Niezwykłe natomiast jest dla mnie to jak szybko chłopcy przyswoili język włoski i zazdroszczę im dwujęzyczności. Oczywiście oni mają możliwości, których ja nie miałam - od 8 do 16 są wśród włoskich dzieci i nauczycieli, po szkole zajęcia albo towarzystwo. Ja może za x lat będę mowić tak jak oni. "Przeskoczyli cię" - powiedział ostatnio Mario. Ma rację, ja może jestem chodzącym słwonikiem, ale jeśli chodzi o mowę potoczną, luźną ... no cóż...
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że dzieciom tak się tam podoba. W sumie, to im się nie dziwie.
OdpowiedzUsuńA co do nauki, to dzieciaki dużo szybciej przyswajają wiadomości niż dorośli.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Agnieszka
Niesamowite, że tak szybko się nauczyli... I fantastyczna sprawa z tą samodzielnością, faktycznie w większym mieście ciężko tak puścić dzieci samopas, a tu swoboda świetnie chłopakom zrobi. W ogóle to Was podziwiam za tą przeprowadzkę w takie cudowne miejsce :))
OdpowiedzUsuń