Kiedy w środę Paw odbierał Mikołaja ze szkoły, podszedł do nich trener piłki nożnej i zaprosił ich na trening. Pocztą pantoflową rozeszła się wieść, że nasz mały piłkarz chętnie dołączyłby do grupy i tak nie musieliśmy sami nigdzie chodzić i się dopytywać. Już po szkole, choć do spotkania była jeszcze godzina, Mikołaj założył dres, wyciągnął sportowe buty i tak zwarty i gotowy siedział przez pół godziny, krążył między drzwiami i zegarem. W końcu zlitowaliśmy się nad nim piętnaście minut przed czasem i poszliśmy do klubu sportowego, który jest zaledwie kilkaset metrów od naszego domu. O tyle to wygodne, że Mikołaj z czasem może biegać na treningi bez naszej asysty.
Dwóch przesympatycznych trenerów natychmiast zaprosiło go do gry. Moimi wywodami wprowadzającymi nie byli bardzo zainteresowani - starszy z nich natychmiast przerwał mi opowieści ze szkółki warszawskiej, kwitując z uśmiechem - "oni się mają przede wszystkim dobrze bawić!" I racja!
"Wróćcie o 18.00." Tyle usłyszeliśmy na koniec - postaliśmy jeszcze chwilę jak zaczarowani, kiedy Mikołaj demonstrował swoje umiejętności i wróciliśmy do domu.
Odebraliśmy go po skończonym treningu uszczęśliwionego do granic możliwości, jeszcze bardziej radosnego niż zwykle, buzia sama mu się śmiała, a policzki były czerwone z wysiłku i przejęcia!
Bardzo się cieszę, że Mikołaj może kontynuować swoją przygodę z piłką w kraju, w którym sport ten otoczony jest prawdziwym kultem!
I jeszcze dodam całkowicie nieobiektywnie - miałam okazję widzieć treningi warszawskie i teraz kawałek treningu maradyjskiego. I muszę stwierdzić, że jednak w Italii jest inne podejście do wszystkiego, do tego co się robi, do pasji i do dzieci.
We wtorek następny trening!
TRENER to po włosku ALLENATORE
Warszawskie czasy |
Forza Italia - w czasie euro 2012 |