Nie igrać z ogniem!
poniedziałek, stycznia 27, 2014
- Mario! Mario! - usłyszałam jak grupka ludzi zebranych przed barem wołała naszego przyjaciela, który krzątał się na tarasie.
Spojrzałam w ich stronę i mówię do Mario, któremu czasem słuch szwankuje:
- Ktoś cię woła. To jacyś znajomi?
Mario przysłonił oczy ręką, bo słońce było oślepiające, a wtedy wołanie się powtórzyło.
- Mario! Mario! Komin wam się pali!!!
Spojrzałam w górę, a tam ... nad naszym dachem kłęby dymu i żywe płomienie! Matko święta! Kolana się pode mną ugięły. Mario rzucił swoje zajęcie, wpadł do domu, ja za nim.
- Ktoś włożył karton do kominka?
- Ja. - odpowiedziałam ciężko przestraszona. - Ale to tylko foremka po jajkach. I co teraz???? I co teraz???
Ha! I co teraz! Kłęby dymu zaczęły przysłaniać niebo. Mario nie zastanawiając się długo chlusnął wodą w płomienie, a potem złapał koc i zasłonił cały "otwór" kominka.
- Nie przejmuj się wszystko pod kontrolą - powiedział widząc mnie bladą ze strachu. - Trzymaj koc.
Zostałam więc z kocem, który miał odciąć dopływ tlenu, nogi miałam jak z waty, a serce łomotało mi jak szalone!
Kiedy pojawił się Paweł, któremu całe zajście umknęło, bo siedział w cantinie i układał warzywa, natychmiast wysłałam go na strych, by zbadał jak wygląda sytuacja.
- Wygasił się!!! - krzyczeli ludzie przed barem. - Już wszystko w porządku!
Mario wychodził jeszcze kilka razy i obserwował komin. Rzeczywiście sytuacja była opanowana.
- Dobra robota - pochwalił mnie, gdy już na spokojnie usiedliśmy przed kominkiem.
- Dobra robota? Jeszcze mi słabo! Co bym zrobiła gdybym była sama???? Nie miałabym pojęcia jak się zachować. - wciąż przeżywałam całe zajście i snułam czarne wizje co by było gdyby. - Ja wiem, że dużego ognia się w kominku nie rozpala, nie wrzucam nigdy kartonów! To była tylko foremka po jajkach.
- Taka foremka jest lepsza niż rozpałka! Ale w tym przypadku to wina komina, który był brudny i się zapalił. Jeśli ktoś takie zabiegi umie robić pod kontrolą, to świetny sposób na czyszczenie. Chcąc nie chcąc zrobiłaś coś pożytecznego. Jedynym zagrożeniem mogły być dachowe belki, nie znam tego domu, nie wiem jak one przechodzą, trzeba być czujnym! A ty tak w ogóle, zamiast panikować powinnaś robić zdjęcia, przynajmniej miałabyś coś ciekawego na bloga! Poza tym był przecież strażak na pokładzie.
- Tak, tak! Strażak co wysadza w kuchni słoiki!!!- odgryzłam się. - Ty się śmiejesz, a ja byłam naprawdę przerażona, jeszcze mi się ręce trzęsą. Myślę co by to było, gdybym była sama!
- Gdybyś była sama, to ludzie przed barem natychmiast wezwaliby straż, a że mnie zobaczyli, to wiedzieli, że sam opanuję sytuację.
- Straż! Wyobrażam sobie ich miny kiedy mnie widzą ... to znowu ona!!
I takie to atrakcje mięliśmy w piękne niedzielne popołudnie! Nerwy moje nie do opisania!
Zdjęć oczywiście nie mam! A słówko na dziś to FUOCO - czyli OGIEŃ.
A tu jeszcze jedna historia ze strażakami w tle.
A tu jeszcze jedna historia ze strażakami w tle.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
11 komentarze
ale przeżyłaś czytałam z zapartym tchem pewnie też bym nie wiedziała co robić ale na szczęście był Mario brawa i dobre piwo mu się należy ;D
OdpowiedzUsuńCzyta się tego bloga jak wcale niezłą powieść sensacyjną ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Powinna Pani wyłaczyć kody obrazkowe przy komentarzach, już kilka razy porzuciłam publikowanie bo mi działają na nerwy.
Wyłączone:)
UsuńJaka ulga, dziękuję teraz mając coś do skomentowania nie omieszkam tego zrobić :) Mela
UsuńŁał! Kasiu, możesz być z siebie dumna, chociaż pewnie myślisz inaczej. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i to najważniejsze :-) Spokojnego tygodnia!
OdpowiedzUsuńNo to może jeszcze jedna historia, przy której Kasi nie było:). Podczas jednego z pobytów w Marradi pomieszkiwaliśmy czasami u Mario. Kupiliśmy dzieciom foteliki do samochodu, a kartony postanowiłem spalic w kominku. Zawołałem dzieci żeby podziwiały jaki bedzie "pokaz" płomieni w wykonaniu tatusia. Trochę się namęczyłem, ponieważ kominek dosyc spory, ale kartony jeszcze większe. Żeby szybciej się zapaliły polałem je płynem do rozpałki i podpaliłem... Dzieciaki szalały z radości więc zawołałem Mario aby też "podziwiał" mój kunszt rozpalania kominka. Mario jak wszedł do salonu i widząc co zrobiłem, szybko odwrócił się na pięcie i pobiegł do kuchni po garnek z wodą mamrocząc pod nosem porca miseria (cholera jasna). Jak ugasił wyskoczył na zewnątrz aby obserwowac czy komin się nie pali i czy aby mieszkanie sąsiadów nie zajęło się ogniem (jego kominek jest połączony z ich). Przez 10 minut leciał czarny dym, Mario był przerażony. Jednak koniec końców po 45 minutach było już wszystko ok.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam P (mąż Kasi)
No to mają tam z Wami "wesoło" ;-) Chociaż jest co opowiadać i pewnie nie jedna anegdota krąży już po okolicy. A jeśli nie, to lada chwila zacznie ;-)
OdpowiedzUsuńważne, że wszystko ugaszone w porę :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam takie marzenia. Italia to piękny kraj, Toskania, przeurocza. Może i kiedyś jak się tak zdenerwuję i ....zrealizuję moe kolejne marzenie. Pozdrawiam i życzę sukcesów, oraz wiecznego włoskiego klimatu w sercu.................
OdpowiedzUsuńzapomniałam...obecnie i ja realizuję moje marzenie...narazie idzie z planem....zapraszam na mój BLOG na mojej stronie www.lesne-zacisze.home.pl myślę, że warto się również podzielić swoimi marzeniami...jeszcze raz pozdrawiam Panią i Toskanię....Kocham Italię....
OdpowiedzUsuńCudowne! Brawo! Odwiedziłam Pani stronę! Pozdrawiam serdecznie!
Usuń