Dom Camuranich
sobota, kwietnia 06, 2013
Dom Camuranich jest zawsze pełen ludzi, poza samą liczną rodziną, jest zawsze ktoś jeszcze, jeden zamawia drzewo, inny naprawia samochód w warsztacie Franco, jeszcze inni zaglądają ot tak, dla towarzystwa, na szklaneczkę wina. Zawsze intrygowało mnie kto jest kim w tym wielkim klanie. Pewnego razu po leniwym popołudniu spędzonym w ich ogrodzie poprosiłam Mario:
- Opowiedz mi o Camuranich, w jakich konstelacjach żyją?
... Mario (nie nasz Mario) i Nello są braćmi, zamieszkali w tym
domu lata temu razem ze swoimi żonami. Tak się kiedyś żyło. W
niektórych domach, zwłaszcza na wsiach nadal funkcjonuje taki model
rodziny, która jest przez to silniejsza, samowystarczalna, więcej ma rąk
do
pracy, a tej na wsi nigdy przecież nie brakuje.
Żeby łatwiej
wszystko wytłumaczyć powinnam narysować drzewo genealogiczne, ale
postaram się słowami wszystko jasno opowiedzieć. Najstarszy jest Mario i
to do niego należy ostatnie słowo, tu panuje patriarchat. Kiedy młodzi
chcą wprowadzić ulepszenia, unowocześnić gospodarstwo, Mario wystarczy,
że powie nie - i koniec dyskusji. Kiedyś przy stole rozmawialiśmy o
podróżach, my opowiadaliśmy gdzie byliśmy, co widzieliśmy a wtedy on
przyznał, że nigdy nie był nawet nad morzem.... Możecie to sobie
wyobrazić? Przypomnę, że w linii prostej do morza jest jakieś 60 km.
Kiedy opowiadamy o Polsce to dla niego tak, jakbyśmy opowiadali o innej
planecie. Mario i Graziella mają dwoje dzieci. Franco i Katię (mało
włoskie imię, prawda? - może wyda się Wam nieprawdopodobne, ale w
latach siedemdziesiątych w Italii panowała moda na rosyjskie imiona -
jeśli spotkacie kogoś kto nazywa się Mirko, Katia - możecie z prawie
stuprocentową dokładnością oszacować jego wiek).
Ani Katia ani Franco nie założyli jeszcze rodziny. Katia pracuje poza Lutirano, ale bardzo często jest w domu, zawsze uczynna, uśmiechnięta z sercem na dłoni. Robi ciasto, pielęgnuje kwiatki, zajmuje się dziećmi kiedy przyjeżdżają do dziadków. Franco - potrafi mnie rozbawić do łez, ma niezwykłe poczucie humoru, koło domu ma swój warsztat i myślę, że jest w stanie naprawić wszystko - od hulajnogi aż po kombajn.
Żona Mario Graziella była zawsze cichutka i spokojna, mówię była, ponieważ mam wrażenie, a nie jest to tylko moje wrażenie, że odkąd pojawiłam się w Lutirano ona wyszła z cienia. Dawniej podawała w milczeniu kawę, ciasto, wino i usuwała się na bok. Teraz przysiada się do nas, słucha z uwagą, zadaje pytania a nawet żartuje. Jestem przekonana, że w tej skromnej, cichutkiej kobiecie, jest jeszcze młoda, figlarna dusza.
Młodszy z braci Nello, którego już miałam okazję tu przedstawić jest najbardziej z nami zżyty, wpada czasem na kolację albo ot tak żeby chwilę pobyć razem, przewieźć dzieci na quadzie, pośmiać się, posłuchać. Żona Nello nazywa się Erminia, jest wiecznie w ruchu, ciągle przy pracy, dopiero kiedy wieczór się kończy przysiada ze swoją szydełkową robótką i odpoczywa. To ona czasem przywozi drzewo na górę, sama je rozładowuje i gna dalej. Ostatnio podobno podupadła na zdrowiu, choć ja mam zawsze nieodparte wrażenie, że ona ma energię dziesięciu byków. Nello i Erminia mają dwóch synów. Mauro - starszy - jako jedyny z młodszego pokolenia założył rodzinę, ma dwoje dzieci, na stałe mieszka w mieście, jednak codziennie przyjeżdża do Lutirano i pracuje na gospodarstwie.
Młodszy Luca - jest fenomenem, niezwykle utalentowany, konstruuje maszyny, jeździ po świecie, piszą o nim w gazetach, ale kiedy wraca wsiada na traktor i jedzie na pole, jest niezwykle skromny. On też jest dla mnie wzorem, przykładem, dowodem na to, że kiedy się bardzo chce można wszystko osiągnąć. Opowiadał mi kiedyś, że gdy miał 8 lat, jego mama była ciężko chora, on sam więc wstawał rano, robił sobie caffe latte i jechał do szkoły. Jedna szkoła, druga, potem studia - można? - można! Można też być kimś wyjątkowym zachowując skromność. Nello mówi, że Luca nigdy nie opowiada o pracy, że nawet oni - rodzice z gazet dowiadują się o jego sukcesach!
Mężczyźni w tej rodzinie pracują od białego rana, ścinają drzewo, zwożą je z gór, tną i sprzedają, kobiety zajmują się domem i całym obejściem. Każdy ma tu obowiązki, rytm dnia jest zawsze taki sam. To dla mnie ciekawe doświadczenie móc z bliska obserwować ich życie.
Nie wiem czy to oni chętniej słuchają moich polskich opowieści czy ja ich, toskańskich. Ten post to tylko taki zarys, tyle jeszcze powinnam, dodać, właściwie o każdym można napisać książkę...
LA FAMIGLIA - to po włosku RODZINA
Przygotowanie sali do wspólnej kolacji |
Katia przygotowuje pizzę |
Dzieci spiskują :) |
Od lewej: Nello, jego syn Mauro i przyjaciel domu Carlo |
Bez barier:) |
Najstarszy z rodu Mario z "naszym" Mario |
Ani Katia ani Franco nie założyli jeszcze rodziny. Katia pracuje poza Lutirano, ale bardzo często jest w domu, zawsze uczynna, uśmiechnięta z sercem na dłoni. Robi ciasto, pielęgnuje kwiatki, zajmuje się dziećmi kiedy przyjeżdżają do dziadków. Franco - potrafi mnie rozbawić do łez, ma niezwykłe poczucie humoru, koło domu ma swój warsztat i myślę, że jest w stanie naprawić wszystko - od hulajnogi aż po kombajn.
Żona Mario Graziella była zawsze cichutka i spokojna, mówię była, ponieważ mam wrażenie, a nie jest to tylko moje wrażenie, że odkąd pojawiłam się w Lutirano ona wyszła z cienia. Dawniej podawała w milczeniu kawę, ciasto, wino i usuwała się na bok. Teraz przysiada się do nas, słucha z uwagą, zadaje pytania a nawet żartuje. Jestem przekonana, że w tej skromnej, cichutkiej kobiecie, jest jeszcze młoda, figlarna dusza.
Młodszy z braci Nello, którego już miałam okazję tu przedstawić jest najbardziej z nami zżyty, wpada czasem na kolację albo ot tak żeby chwilę pobyć razem, przewieźć dzieci na quadzie, pośmiać się, posłuchać. Żona Nello nazywa się Erminia, jest wiecznie w ruchu, ciągle przy pracy, dopiero kiedy wieczór się kończy przysiada ze swoją szydełkową robótką i odpoczywa. To ona czasem przywozi drzewo na górę, sama je rozładowuje i gna dalej. Ostatnio podobno podupadła na zdrowiu, choć ja mam zawsze nieodparte wrażenie, że ona ma energię dziesięciu byków. Nello i Erminia mają dwóch synów. Mauro - starszy - jako jedyny z młodszego pokolenia założył rodzinę, ma dwoje dzieci, na stałe mieszka w mieście, jednak codziennie przyjeżdża do Lutirano i pracuje na gospodarstwie.
Młodszy Luca - jest fenomenem, niezwykle utalentowany, konstruuje maszyny, jeździ po świecie, piszą o nim w gazetach, ale kiedy wraca wsiada na traktor i jedzie na pole, jest niezwykle skromny. On też jest dla mnie wzorem, przykładem, dowodem na to, że kiedy się bardzo chce można wszystko osiągnąć. Opowiadał mi kiedyś, że gdy miał 8 lat, jego mama była ciężko chora, on sam więc wstawał rano, robił sobie caffe latte i jechał do szkoły. Jedna szkoła, druga, potem studia - można? - można! Można też być kimś wyjątkowym zachowując skromność. Nello mówi, że Luca nigdy nie opowiada o pracy, że nawet oni - rodzice z gazet dowiadują się o jego sukcesach!
Mężczyźni w tej rodzinie pracują od białego rana, ścinają drzewo, zwożą je z gór, tną i sprzedają, kobiety zajmują się domem i całym obejściem. Każdy ma tu obowiązki, rytm dnia jest zawsze taki sam. To dla mnie ciekawe doświadczenie móc z bliska obserwować ich życie.
Nie wiem czy to oni chętniej słuchają moich polskich opowieści czy ja ich, toskańskich. Ten post to tylko taki zarys, tyle jeszcze powinnam, dodać, właściwie o każdym można napisać książkę...
LA FAMIGLIA - to po włosku RODZINA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze