czwartek, lutego 21, 2013
Może zmieńmy dziś krajobraz... Niektórzy już rezerwują miejsca na wakacje, a mnie przypomina się morze z końca lata...
Z toskańskiego notesu:
29 sierpnia 2012 roku
Jedziemy nad morze ostatni raz w te wakacje, pakuję kąpielówki, kremy, ręczniki. Składam z czułością dziecięce szlafroczki, które kupiliśmy na pierwszych toskańskich wakacjach. Wtedy sięgały chłopcom do kostek, teraz są jak kardynalskie pelerynki.
Parzę świeżą kawę a z okna w kuchni obserwuję jak wczesne słońce rozlewa się po wzgórzach....
Kiedy przyjeżdżamy do Milano Marittima, znów jesteśmy przyjęci z fanfarami, nawet nie wiem czemu. Znów zadaję sobie to samo pytanie: czy to tylko tu? czy taka mentalność? Ja chyba naprawdę mam szczęście. Enrico prowadzi nas do parasola przy samej wodzie. Dzieci mogą bawić się w morzu a ja mam ich na wyciągnięcie ręki leniąc się na leżaku.
Dzień w Milano Marittima ma zawsze ten sam schemat - około pierwszej przenosimy się do stołu na obiad, obsługuje nas ta sama Polka co w zeszłym roku - Kamila, ale Andrea, jeden z właścicieli, z charakterystyczną dla siebie elegancją i uprzejmością żartuje, że gdyby jednak Kamila sobie nie radziła, to on jest blisko, w pełnej gotowości.
Dzień w Milano Marittima ma zawsze ten sam schemat - około pierwszej przenosimy się do stołu na obiad, obsługuje nas ta sama Polka co w zeszłym roku - Kamila, ale Andrea, jeden z właścicieli, z charakterystyczną dla siebie elegancją i uprzejmością żartuje, że gdyby jednak Kamila sobie nie radziła, to on jest blisko, w pełnej gotowości.
Obiad jak zawsze doprowadza nasze podniebienia do ekstazy! O tych daniach można napisać elaborat!
Po kawie i słodkościach znów przenosimy się pod parasol, a po krótkiej sjeście idziemy na leniwy spacer wzdłuż morza. Jest z nami mój brat fotograf, więc bawimy się świetnie przy robieniu zdjęć. Dzień mija nam miło, radośnie i tym bardziej nam żal, gdy przychodzi w końcu moment pożegnania. Musimy zostawić plażę i jej gospodarzy na długie miesiące. Andrea patrzy na moją zrozpaczoną twarz i mówi - o nie!! tak to się nie żegnamy. Ale kiedy widzi, że ten mój smutek wcale nie jest udawany i łzy zaczynają zbierać mi się w kącikach oczu, ściska mnie mocno, całym sercem...
Tak czule nas żegnają i tak wylewnie zawsze witają ... Tak ... to chyba jednak jest szczęście...
MARE - to po włosku MORZE ...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
a ten pan w jeansowych gatkach na pierwszym zdjęciu, który tak łakomie się wpatruje w białe bikini - to z Wami był? Czy w kadr tylko wszedł?
OdpowiedzUsuńWszedł w kadr!!! I z pewnością podziwia morze:)
OdpowiedzUsuń