Dziś miał być post o Lago di Ponte, ale o tym napiszę jednak jutro. Teraz chciałam podziękować kilku osobom za ciepłe słowa, które pomogły mi przezwyciężyć smutki i na pewne sytuacje spojrzeć z dystansem. Ten blog z założenia miał być optymistyczny, co nie znaczy, że zawsze jest sielankowo - jak to w życiu. Nie mam jednak w zwyczaju narzekać, nie lubię, nie widzę sensu, poza tym mam wrażenie, że narzekanie to trochę tak jak czarnowidztwo - ściąga na nas to, od czego chcemy uciec. Nie zawsze przychodzi mi to łatwo, nie jestem cyborgiem, cierpię wręcz na nadmiar wrażliwości, czasem chciałabym usiąść, załamać ręce i płakać z rozpaczy, tylko co by mi z tego przyszło? Nawet jak jest kiepski moment wolę myśleć o dobrych rzeczach, stwarzać wokół siebie przyjazną aurę, w której łatwiej przyjdzie pokonać życiowe przeciwności.
Tak jak wspomniałam na początku, ktoś wczoraj napisał mi kilka bardzo ważnych słów, które uświadomiły mi, że może rzeczywiście to, o czym piszę, jest przede wszystkim powodem do zazdrości. Ludzie widzą tylko niczym niezmąconą toskańską sielankę, a ja nie "chwalę się" tym, ile to kosztuje wyrzeczeń, poświęceń, ile pracy, jak trudna jest czasami ta konsekwencja w spełnianiu marzeń. Chyba jednak większość woli czytać o nieszczęściach, niepowodzeniach, wielkich lub mniejszych dramatach, może nie ma popytu na radość i optymizm, widać to nawet w konkursie na bloga.
Jeszcze raz więc dziękuję za wszystkie ciepłe słowa od znanych mi i nie znanych, przywracają wiarę w sens tego co robię. Nie przestanę pisać, póki choć jedna osoba przy porannej kawie będzie się uśmiechać do moich postów.