Tornada, ulewy, jeden wielki kataklizm przewalił się nad Italią:( Zapowiadają rychłe nadejście srogiej zimy! Mario mówi, że u nas w tym wszystkim najspokojniej, jakby nie było, z każdej strony osłaniają nas wzgórza, które stanowią naturalną ochronę. Przykro mi jednak patrzeć na miejsca, które znam i kocham, w chwili gdy walczą z żywiołem. Niedawno powodzie na południu Toskanii, wcześniej Cinque Terre, Garfagnana, gdzie aż osuwała się ziemia. Takie piękne, a tak bezbronne w obliczu niszczycielskiej potęgi natury.
Na moją skrzynkę przychodzi mail z pytaniem - czy "u nas" też tak groźnie? I znów tak niewiele wystarczy, żeby mi się przez moment ciepło zrobiło...
Przy okazji tych pogodowych zawirowań przypomina mi się, kiedy pierwszy raz poczuliśmy lekkie drżenie ziemi. To we Włoszech normalne. Byliśmy z Pawłem w domu, dzieci na dworze zajęte swoimi sprawami, Mario poszedł za dom, bo chciał podejrzeć jakiegoś ptaszka co to każdego dnia z okna coś podjadał. W pewnym momencie dom się dosłownie zatrząsł, wrażenie było takie jakby przez środek salonu przejechał tramwaj. Zamarliśmy w bezruchu, popatrzyliśmy pytająco na siebie, po czym krzyknęłam do Mario:
- To byłeś ty?
- No ja ja, chciałem tego ptaszka wypłoszyć.
- Zwariowałeś! Aż cały dom się zatrząsł! - mówiłam przejęta
- Nie no bez przesady, nie wyolbrzymiaj, już ci się dom trzęsie! - Mario pokpiwał sobie z moich strachów.
- Zatrząsł! I to dwa razy!!! - broniliśmy z Pawłem swego.
- aaaaa, jeśli dwa razy to jednak nie ja! - Mario wysłuchał jeszcze raz naszej relacji i potwierdził, że to nic innego tylko lekki wstrząs. Doświadczyliśmy tego potem jeszcze kilka razy, tamtego lata ziemia często była aktywna. Pamiętam też, że pewnej nocy, obudziliśmy się z Pawłem na trzy cztery z dziwnym niepokojem, bo znów domem zakołysało. To specyficzne uczucie, z jednej strony fascynuje jak każde zjawisko naturalne, a z drugiej przeraża i uświadamia jak bezbronni jesteśmy, jak delikatną i kruchą istotą jest człowiek, narażony na działanie żywiołów.
Słówko na dziś, często widoczne na znakach drogowych w Italii: FRANA - czyli osuwisko ziemi.
Ślady deszczu na samochodzie |