poniedziałek, października 08, 2012
Minęła pierwsza kasztanowa niedziela i smutno mi, bo znów mnie tam nie ma. Chciałabym poczuć tą aurę październikową, zobaczyć jak na placu pieką się kasztany, zachłysnąć się tą atmosferą sagry! Niestety mimo optymistycznych planów, w tym roku też zostaniemy w Warszawie a festę pooglądam sobie co najwyżej na zdjęciach, które przysyłają mi znajomi.
Wieczorem zadzwonił Mario, aby zdać mi relację z tego pierwszego dnia i ciepło na sercu mi się zrobiło, kiedy zaczął przekazywać pozdrowienia od przyjaciół. I niby tam jestem, na ustach, w myślach, w pamięci, ale jednak tak naprawdę jestem tu, mogę się mamić złudzeniami, ale przecież duża ze mnie dziewczynka. To jeden z tych smutniejszych momentów, bo jesień, bo optymistyczna zieleń znika i choć łaskawa jest pogoda w tym roku, to jednak chciałabym zapaść w sen zimowy jak niedźwiedź, by zimna nie czuć na zewnątrz i w środku. Pocieszam się i katuję oglądając stare zdjęcia i przypominam sobie jak wspaniała jest jesień w Toskanii, bo tylko o niej tu jeszcze nie pisałam, o tysiącu kolorach, o intensywności i różnorodności smaków, zapachów, impresji...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze