Teraz mogę napisać, że liczę już godziny!! Kocham powroty, mimo, że było ich już tyle, pamiętam każdy jeden dokładnie, ze szczegółami, te emocje, łzy, uściski, miłe słowa, niespodzianki. Kiedy zimą przylecieliśmy samolotem na kilka dni, w domu czekała na nas rozwieszona polska flaga, którą uszyła specjalnie na tę okazję mama naszego przyjaciela, 85-letnia staruszka, która nie mogła zrozumieć dlaczego ma szyć flagę bez koloru zielonego... Innym razem ostatnie 50 metrów drogi było obstawione pochodniami, były też butelki wina na stole i babki panettone i dom lampkami udekorowany, tyle wspomnień.... Niezapomniane są reakcje ludzi, witają nas wszyscy, znajomi bliscy i trochę dalsi, kelnerzy ulubionych restauracji, pan z warzywniaka, sąsiedzi, to są momenty niesamowite, bezcenne. Kiedyś Silvano macellaio wypatrzył mnie ze swojego sklepu, wybiegł na ulicę i ściskał na środku drogi co najmniej jak córkę, która powróciła na łono rodziny, ale takich gestów jest wiele, na każdym kroku spotykam się z wyrazami sympatii, nawet dzieci to czują, te pozytywne emocje, ta czułość, szczera radość z naszego powrotu...
Jakby było mało tych emocji, to jeszcze łzy wzruszenia, których nie potrafiłam dziś powstrzymać, kiedy zabierałam Mikołaja ostatni raz z przedszkola, mojego małego dużego synka, a potem jeszcze Italia Niemców pokonała i czeka nas mecz pełen emocji już w Italii, ach ... łza na rzęsie mi się trzęsie...